Zebrzydowice: FaraFest 2013

503 wajca (liczyła wice-szef kuchni Halina Waltar) z pokrojonym boczkiem i kiełbasą, przez godzinę  i kwadrans osobiście smażył i mieszał doświadczony  szef kotła Andrzej Rojek. Namachał się sporo, bo wiatr mocno chłodził.  Zawczasu, póki jajecznica nie stęgła, dosypali szczypiorek, sól i chyba jeszcze coś tajemnego. Do tego Józek Waltar z pomocnikiem usmażyli na grillu blisko 25 kg kiełbasy. Szef kuchni Ania Rygiel i uśmiechnięte nastolaty częstowały babkami, makowcami i …. totalnie zmarzniętymi lodami. A w kawiarence „Przystań” i pod  paroma daszkami można było sięgać po rozmaite różnocieplne drinki: kawkę, herbatę, soczki czy mineralną.

W niedzielę 26 maja na placu przy probostwie w Zebrzydowicach dawały czadu aż dwa muzyczne bandy: „FaraFest” i „Help”. Zainteresowanie (nie tylko nauczycielki muzyki, prezes Marioli Rojek)  wzbudzić  musiał klawiszowiec FaraFestu - nie kto inny jak ….. wikary senior tj. ks. Rafał Jakubiec. Wtajemniczeni wiedzą, że ma pono za sobą szkołę muzyczną jako perkusista. Tu klikał wraz z szarpidrutami i bębniarzem (Grześ i Piotr Fujcik plus Tomek). Natomiast chłopaki i laski z Help zmieniali co chwila nastrój i język (Polish/English) i wpuszczali pomiędzy swoje wejścia konkursy.

A były konkursy z popisami szkolaków, było losowanie wielkich szczotek do zębów (raczej krokodyli) i drewnianych chochli dla tych co na festyn przynieśli najwięcej jajek. Konduktor-maszynista kolejowy, jak przystało na Zebrzydowice, a służbowo wikary i wodzirej Mariusz Chwedczuk wodził po placu ciuchcię, która zabierała z każdego miejsca kogo się dało.  Kolejka małolatów ustawiła się na boisku FaraArena – zamiast pograć napalili się by wskoczyć na czarnego kucyka. Konik przyszedł z rancza aż na Kalinowej w Kisielowie i nie bez oporów zgodził się wejść na plac, jak zobaczył ile tam narodu. I wyraźnie wkurzyła go robiąca larmo perkusja, obok której wypadło mu się przedzierać w tłumie podskakujących biesiadników.

Jasne że krążył bezustannie po placu gospodarz tego wszystkiego tj. ks. proboszcz Marian Brańka. Zresztą tak od tego wygłodniał, że do jajecznicy ustawił się jako numer jeden. Był tu, ale nie służbowo (znaczy bez koszyka), asystent proboszcza czyli kościelny pan Marjanek  i samotny prezes chóru Echo (bo bez chóru) Tadeusz Fujcik, za to obydwaj z małżonkami. Bez małżonki natomiast zjawił się tutejszy Matejko czyli autor malowideł ściennych wokół probostwa Czesiek Barycki i satelita telewizyjny Heniek Parchański. Ile przyszło narodu? – Tyle że całą jajecznicę i kiełbasę do zmroku zjedli, znaczy sporo.

Kto przyszedł na ten kolejny parafialny (po)zielonoświątkowy festyn w to słoneczne choć chłodne późne popołudnie ten, prócz wdechu dymu i aromatów z grilla i kotła, musiał zauważyć lśniącą w słońcu, świeżo wymalowaną kościelną wieżę, z której wciąż zwisają liny malarzy-taterników. I musiał  też zobaczyć wielki na całą ścianę probostwa baner z zapewnieniem: „FaraFest - prawdziwa zabawa z jajami”.

Tekst i foto: Zbyszek Brzezina